Podsumowania, podsumowania
To jest spóźniony post. Post, który miałam wrzucić na bloga w grudniu. Właściwie nie tak dawno, prawda? Tyle, że w grudniu 2018 roku. Jakoś nie miałam wtedy głowy ani czasu (grudzień zawsze jest pod tym względem trudnym miesiącem), by to zrobić. Pomyślałam wtedy, że jeszcze zdążę. Że przecież nic się nie stanie, jeśli podsumowanie wrzucę w styczniu (zresztą nie cierpię tych podsumowań publikowanych w połowie grudnia, to tak jakbyśmy odbierali sobie prawo do życia przez dwa ostatnie tygodnie roku – nic fajnego, ciekawego nas już nie czeka, przeczołgajmy się do nowego roku, a to przecież bzdura!). No ale minął styczeń. W sumie jest jeszcze luty – to wcale nie będzie tak późno na podsumowania. Minął i luty, jak zwykle niepostrzeżenie. To może chociaż zmieszczę się w pierwszym kwartale roku? To może w czerwcu? Półrocze to też dobra cezura? Jak widać – też mi się wtedy nie udało nic napisać.
No i mamy 2020 rok, a ja dojrzałam do ponownego rozruszania bloga. Myśląc o notce, którą powinnam wrzucić tutaj jako pierwszą po tak długiej przerwie, przypomniałam sobie o przymiarkach do tamtego wpisu. O poczynionych obserwacjach, wstępnie spisanych notatkach. I w sumie żal mi się zrobiło, bo tamten post miał być bardzo optymistyczny, miał być o tym, co nam się udało w 2018 roku, z jakimi plusami na koncie tamten rok kończymy. I wiecie do jakich doszłam wniosków? Że ja go tu jednak umieszczę. Może nie w stricte pierwotnej formie, ale dzięki temu, chociaż daty wpisów będą, jakie będą, to ogólnie dziura między postami (poprzedni był z sierpnia 2018 roku) nie będzie aż taka przepastna.
A zatem – rok 2018 kończyliśmy z bardzo pozytywnym bilansem osiągnięć chłopców. O niektórych z nich pisałam już we wcześniejszych notatkach, o innych – przeczytacie po raz pierwszy.
W 2018 roku Antoś zaczął sam wstawać (a w 2020 roku nie ma z tym nadal absolutnie żadnych problemów). Jest to istotne, bo Antek ma jednak cały czas problemy z koordynacją ruchową i zmysłem równowagi. Nie wygląda to tak źle, jak brzmi. Po prostu łatwiej się przewraca niż rówieśnicy. Zatem samodzielność we wstawaniu jest dosyć istotna dla niego i dla nas. Wtedy cały czas walczyliśmy też z prawidłowym siadem. Cóż, w obecnym roku kalendarzowym – walka nadal trwa. Łatwiej mu już usiąść na pupie, szczególnie, że instynktownie siada w ten sposób tam, gdzie ma oparcie dla pleców (np. pod ścianą), ale poza kanapą, fotelem czy krzesłem, cały czas preferuje ten błędny siad na kolanach.
Pisałam też wtedy, że chłopcy zaczęli gryźć i przeżuwać. Ten stan, oczywiście, trwa. Dzisiaj zjedzą wszystko, co im smakuje, o ile nie są to ogromne, twarde kawałki, oraz, o ile jest to mięso (szczególnie kabanosy, ale ogólnie każda kiełbasa cieszy, szczególnie Antka), słodycze lub pieczywo. Z warzywami i owocami bywa różnie. Lubią banany, zdarza im się zjeść jabłko, latem pokochali w końcu arbuzy. Z warzywami jest zdecydowanie trudniej. Najlepiej rozgotowane, najlepiej w postaci papki (np. szpinak) jeszcze jakoś przełkną. No chyba, że, proszę państwa, są to ziemniaki. Miejsce zamieszkania zobowiązuje – ziemniaki zjedzą pod każdą postacią. Bardzo lubią też każde placki – i tutaj mam pole do popisu, jeśli chodzi o wciskanie warzyw do placków. Tylko pod tą postacią zjedzą korzeń pietruszki, cukinię i co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy.
Zdrowotnie – Antkowi zdiagnozowano wtedy zmniejszenie wady wzroku. Musimy jakoś teraz powtórzyć badanie, wtedy pani doktor kazała nam wrócić za dwa lata na kontrolę. Z kolei Staszek, bodajże we wrześniu tamtego roku przeszedł udaną operację przepukliny pachwinowej.
Stanisław właśnie w tamtym roku zrezygnował ostatecznie z picia z butelki ze smoczkiem. Najpierw był niekapek (błąd, wiem), a potem bidon ze słomką, który właściwie towarzyszy nam do dzisiaj, chociaż pije też już ze szklanki. Aktualnie Stasio rozszerzył też swój repertuar napojów – oprócz wody, która nadal jest podstawą, pija też mleko krowie i soki. Antek z kolei nie daje się namówić na cokolwiek poza wodą. Nie zrozumcie mnie źle – dobrze, że to idzie w tę stronę, ale czasami chciałabym, żeby wypił coś cieplejszego i co ma jakiś określony smak, a to w ogóle nie wchodzi w grę. Niestety, tak samo, jak wodzie, tak samo Antek pozostaje wierny swojej butelce ze smoczkiem. W wieku czterech lat i kilku miesięcy nie chce słyszeć o jakimkolwiek innym naczyniu do picia. Panie w przedszkolu poją go łyżeczką, w domu jednak nadal grany jest ten złachany i właściwie już dawno bez pierwotnej formy, smoczek z butlą. Szczerze powiedziawszy – mam nadzieję, że jak już ostatecznie te resztki smoczkowe się rozpadną, to Anti sam przeskoczy na kubek (bidon odpada – nie umie wciągać płynu). Ta butelka to jedna z moich największych, rodzicielskich porażek. I nie przeczę, że wstyd mi pisać o tym, że nie byłam w stanie go jej oduczyć.
W grudniu 2018 roku nastąpiła też w naszym życiu dość znacząca zmiana – mianowicie przenosiny chłopców do ich własnego pokoju. A właściwie – początek spania w tymże pokoju, bo jako ich własny funkcjonował od zawsze, tyle że tam nie spali. I nie bawili się. Nic tam właściwie nie robili. Aktualnie możemy mówić o połowicznym sukcesie – chłopcy śpią u siebie w pokoju, ale nie we własnych łóżkach, a na dodatkowym materacu rozłożonym na podłodze, na którym w trakcie nocy śpi również też któryś z rodziców. Zasypiają sami, ale nie są w stanie przespać sami całej nocy. I właśnie dlatego pojawił się tam ten materac – po kilku nocach przerywanych wielokrotnie bieganiem do nich i uspokajaniem jednego lub drugiego, uznaliśmy, że nasz sen to jednak nasz priorytet i złamaliśmy się, pozwalając im spać na tym materacu z nami. Zasypiamy wspólnie we własnej sypialni, ale kończymy noc już osobno. Cóż, życie. Do osiemnastki spać z nami na podłodze nie będą 😉
Cały czas poprawia się im też mowa – zasób słów, dykcja, prowadzimy pełnoprawne dialogi (o czym, mam nadzieję, napiszę więcej wkrótce). Poprawiło się też ogólne funkcjonowanie. W, tym razem, 2019 roku, pożegnaliśmy pieluchy (zostały jeszcze, ewidentnie potrzebne, do spania). Wciąż musimy korzystać z różnych terapii, chłopcy uczęszczają na zajęcia dodatkowe, ale też sam czas zdecydowanie działa na naszą korzyść.
To tyle, jeśli chodzi o podsumowanie 2018 roku, z małymi wyjątkami na temat tego, co zadziało się później. Wrócimy tu niedługo.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.